poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 7



 Dzisiaj rozdział jest krótszy, za dwa tygodnie matura ;P Jak tylko skończy się mój maturowy koszmar, będę bardziej zaangażowana za równo tutaj, jak i na waszych blogach, obiecuję ;) Święta były dla mnie doskonałą okazją do wykonania kilku kolejnych arkuszy z fizyki rozszerzonej, za co jestem wdzięczna ;)
Poza tym dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem, było ich wiele i były bardzo pokrzepiające, więc po prostu dziękuję! ;)
Pozdrawiam Was wszystkie i zapraszam ;D

_____________________

Hermiona nie miała bladego pojęcia, dlaczego właściwie zgodziła się na ślub z Wiktorem. Na pewno nie był złym człowiekiem i nie miał także żadnych braków w aparycji, jednak zazwyczaj nie są to wystarczające powody, żeby się z kimś zaręczyć. Zrobiła to ze strachu? To było oczywiste. Mimo, że nie bardzo chciała się do tego przyznać, chciała też pokazać Harry’emu i Ronowi, że potrafi poradzić sobie sama i nie potrzebuje ich współczucia i litości. Zwłaszcza Harry’emu. Tak czy inaczej, nie miała innego wyjścia, musiała wyjść za mąż, a Krum wydawał się całkiem konkretnym kandydatem. Całe życie latał na miotle w pogodni za złotym zniczem i biegał na konferencje prasowe, była więc głęboko przekonana, że jego ciągła nieobecność zapewni jej wolną rękę i święty spokój. Po krótkiej chwili zamyślenia doszła do wniosku, że to obiecująca perspektywa.

Leżąc na łóżku w swoim dormitorium Hermiona zarumieniła się, przypominając sobie swoje idiotyczne zachowanie podczas oświadczyn. Gdyby wiedziała wcześniej, pewnie by się jakoś przygotowała. Chociażby doprowadziła swoje włosy do porządku czy coś … Jak przez mgłę pamiętała moment, kiedy Bułgar wsunął na jej serdeczny palec pierścionek zaręczynowy. Ona była zdezorientowana, on natomiast uśmiechał się, niczym gwiazdy hollywoodzkich filmów. Miała wrażenie, jakby nadal czuła muśnięcie jego ust na wierzchu swojej dłoni. Przyglądała się pierścieniowi, który z pewnością nie pochodził z mugolskiego świata. Zrobiony był z metalu, który wyglądał jak białe złoto, jednak w magicznym świecie mógł być zupełnie czymś innym, ozdobiony niezwykłym kamieniem w kolorze kobaltowym. Najbardziej zaciekawiła ją inkantacja wyryta wewnątrz pierścienia. Cienki rząd pochyłych liter układał się w słowa w języku nieznanym jej ani żadnej z książek zbierających kurz na swoich okładkach w bibliotece Hogwartu. Cóż, dużo zagadek jak na jeden tydzień …

Nagle rozmyślania Hermiony zostały przerwane, kiedy do dormitorium wparowała naburmuszona Lavender Brown, a za nią Parvati, najwyraźniej starająca się udzielić jej wsparcia w jednym z poważnych problemów, jakie towarzyszyły jej przez cały czas. Obie wskoczyły na łóżko pod ścianą, wyzwalając przy tym odgłos protestujących sprężyn. Rozmawiały ze sobą gorączkowo, pochylając się nad jakąś gazetą.
- Jest jakiś problem, o którym nie wiem? – zapytała Hermiona, wpatrując się badawczym wzrokiem w Gryfonki.
- Tak i to ogromny! – Lavender uderzyła pięścią w kolano, demonstrując swoje przejęcie.
- To nic takiego, Hermiono … - mówiła Parvati.
- Jak to nic takiego? Spójrz na to! – Brown wskazała na gazetę. – W ślubnym dodatku do Modnego Kufra są same długie suknie! Kto pod czymś takim zwróci uwagę na moje nogi?
- Modny Kufer najwyraźniej chce zarobić na ludzkim nieszczęściu, Lav. Załóż krótką sukienkę, jeśli masz ochotę. Musisz  przeglądać to coś, żeby wiedzieć, jak się ubrać? – zapytała Hermiona, patrząc na nią nieco z ukosa.
- Chyba żartujesz! Ślub jest jeden jedyny raz w życiu. Sądzisz, że twój sławny Krum chce zobaczyć na kobiercu miotłę? Prawda jest taka, że na swoim weselu trzeba być gwiazdą. – Blondynka obrzuciła pannę Granger pogardliwym spojrzeniem.
- Nie dbam o to, co chce zobaczyć Wiktor. Jeśli będę miała na to akurat ochotę, pójdę na swój ślub w dresach z wypchanymi kolanami. Jeśli mu się nie spodoba, trudno. To nie mój problem. – Gryfonka wzruszyła ramionami, z satysfakcją przyglądając się zniesmaczonej koleżance.
- Jesteś jakaś aspołeczna, Hermiono. Powinnaś coś z tym zrobić – powiedziała z przekonaniem panna Brown.
- Nie przesadzaj, Lavender, Hermiona bardzo dobrze radzi sobie w kontaktach z ludźmi. Gdyby było inaczej, Wiktor Krum nigdy nie zwróciłby na nią uwagi. Możemy wrócić do wyboru sukienki? – zapytała błagalnie Parvati. Bardzo często rozluźniała atmosferę pomiędzy dwoma zupełnie różniącymi się od siebie Gryfonkami.
- Lav, czy ty nie jesteś czasem czarownicą czystej krwi? – Brunetka zmarszczyła brwi.
- No tak, a co? Masz z tego powodu kompleksy?
- Po co bierzesz ślub, skoro nie musisz? No i kto jest tym szczęśliwcem? – Hermiona zapytała, ignorując wcześniejszy przytyk.
- To, że mam status czystej krwi, nie znaczy, że będę gorsza. Skoro wszystkie dziewczyny wychodzą za mąż, ja też wyjdę. Myślałam, że jesteście z Ronem na tyle blisko, że poinformuje cię o swoich planach.
- A on wie o tym, że jest zaręczony?
- Przyszedł błagać mnie, żebym się zgodziła. Jestem sensem jego życia. – Lavender złapała się za serce.
Hermiona i Parvati spojrzały na siebie, wytrzeszczając oczy. Żadna z nich nie znalazła w głowie odpowiedniego komentarza, w pełni oddającego ich odczucia.

~*~

Wieczorem Hermiona spotkała w Pokoju Wspólnym Harry’ego i Rona. Dla Harry’ego jej zaręczyny z Krumem ostatecznie zamknęły tematy matrymonialne, jednak Ron wyraźnie miał jej za złe, że przyjęła oświadczyny i ostentacyjnie się do niej nie odzywał. Nie przejmowała się, bo wiedziała, że w końcu mu przejdzie, jednak kiedy dowiedziała się o jego planach ożenku z Lavender, naprawdę się na niego wkurzyła. Pieprzony hipokryta.
- Hogwart ostatnio wręcz huczy od plotek – powiedziała Hermiona, siadając w fotelu naprzeciwko chłopaków. Harry odłożył pióro, którym skrobał po pergaminie i zwrócił się w jej kierunku, Ron natomiast udał, że nie dostrzega jej istnienia.
- Taa, mam tego dosyć. Koło Wielkiej Sali mają zamiar postawić tablicę ogłoszeń zaręczynowych. Nowy pomysł Ministerstwa, chcą wiedzieć zawczasu, kto się z kim chajtnie.
- A to ciekawe. Ronald będzie miał okazję, żeby się wszystkim pochwalić. Nie mam pojęcia, czemu odpuścił sobie poinformowanie mnie o zalegalizowaniu związku ze swoją wybranką serca, pogratulowałabym mu serdecznie, to takie słodkie – Gryfonka mówiła z ironią, patrząc prosto na Rona, pochylonego nad książkami. Ten jednak nagle rzucił piórem o blat i spojrzał na nią gniewnie.
- Po co to zrobiłaś? Przecież mogłaś wyjść za któregoś z nas. A wybrałaś tego debila. Nie masz pojęcia, kim właściwie jest, co robi. Z nami byłabyś bezpieczna.
- Ron, to był wybór Hermiony i nic ci do tego, musisz go zaakceptować. Krum jest w porządku, daj sobie z tym spokój – powiedział Harry.
- No super, też jesteś po jej stronie.
- Nie widzę problemu, z tego co wiem, to już jesteś zaręczony – wyrzuciła mu brunetka.
- I co z tego? Nie mam zamiaru się z nią żenić, gdybym chciał zginąć, włamałbym się do Gringotta. Zdecydowanie mniej bolesne. Skoro nie chciałaś mnie ani Harry’ego, miałaś jeszcze Neville’a. Ale nie, panna Granger jest taka wybredna, że musi klękać przed nią sam Wiktor Krum, żeby się zgodziła. W głowie ci się poprzewracało. Nie wiem, jak oboje możecie tego nie widzieć, on jest zachłyśnięty tą swoją sławą, zapatrzony w siebie, gbur jeden … - Ron wymieniał, nie zdając sobie sprawy, że do Pokoju Wspólnego wkroczył właśnie Krum we własnej osobie. Stał chwilę za rudzielcem, przysłuchując się jego opinii i uśmiechając się do Hermiony.
- Masz jakiś problem, Weasley? – zapytał Bułgar, szczerząc się do Rona.
- A co ty tutaj robisz? Nie powinieneś znać hasła. - Chłopak odwrócił się gwałtownie w jego stronę.
- Jeśli się nie domyślasz, przyszedłem spotkać się z moją narzeczoną. Reszta nie jest twoją sprawą, będziesz mógł nacieszyć się Hermioną kiedy wyjadę upajać się swoją sławą, jak twierdzisz. Możemy się przejść? – zwrócił się do Gryfonki.
- Jasne – odpowiedziała i ruszyła za nim w kierunku dziury w portrecie.

Spacerowali głównie po zamku, powoli wędrując korytarzami. Wiele dziewcząt rzucało Hermionie zawistne spojrzenia, jednak dla niej nie miały one większego sensu. Krum był rozluźniony i opanowany, sprawiał wrażenie, jakby sytuacja, w której się znaleźli, była dla niego zupełnie normalna. Rozmawiał z nią uprzejmie i uśmiechał się, umiejętnie prowadząc rozmowę. Wiedziała, że się starał, jednak czuła się bardzo nie na miejscu, jakby to wszystko było jedną wielką pomyłką. Był kilka lat starszy, pochodził z innego kraju i wydawał jej się niesamowicie obcy i odległy. Żałowała, że nie znają się chociaż odrobinę lepiej, wtedy byłoby dużo prościej.
- Hermiono, wiedz, że jeśli rozmyślisz się w którymkolwiek momencie, masz do tego prawo. Jeśli nawet powiesz mi przy ołtarzu, że to nie jest to, czego chcesz, w porządku.Jakoś to przeżyję.
- Dzięki, ale sądzę, że podjęłam decyzję. Myślę, że to najlepsza opcja dla mnie. Dziękuję, Wiktorze, domyślam się, że to dla ciebie wielkie poświęcenie.
- Przestań, żenię się z jedną z najpiękniejszych i najzdolniejszych czarownic na świecie. Sądzisz, że martwię się z tego powodu? – Uśmiechnął się do niej.
- Zawstydzasz mnie, możesz robić to częściej. – Odwzajemniła uśmiech.
Zastanawiała się, jak to będzie wyglądało, zarówno przed, jak i po ślubie. Podczas zaręczyn wywabił ją od niezręczności, jaką byłby pocałunek przy całej szkole, całując ją w dłoń. Ale jak będzie później? Nie liczyła na miłość, tym bardziej ze swojej strony, liczyła jednak, że uda im się zaprzyjaźnić. Będą musieli na sobie polegać, ufać sobie. Kiedy w każdej chwili do twojego domu mogą wkroczyć Śmierciożercy, to jedyne, co możesz zrobić.